W czasach, gdy nie było barometrów, termometrów i wiatromierzy, ludzie przewidywali zmiany pogody po prostu obserwując i stosownie interpretując świat roślin i zwierząt. Tak narodziło się osobliwe amerykańskie święto znane jako Dzień Świstaka, obchodzone dnia 2. lutego. Za Atlantykiem to prawdziwe szaleństwo: specjalnie przygotowywane strony internetowe, prasa lokalna i międzynarodowa, najbardziej znane telewizje i rozgłośnie radiowe informują o sytuacji w niewielkim miasteczku Punxsutawney w Pensylwanii.
Ale nie tylko media, bo i zastępy gapiów, liczone w tysiącach osób, na żywo obserwują najsłynniejszego świstaka, o poważnie brzmiącej naukowej nazwie Marmota monax. Phil – bo tak ma na imię najsłynniejszy świstak – wychodzi, nieco wabiony i prowokowany, ze swojej nory z pnia drzewa na wzgórzu Gobbler's Knob. Metoda interpretacji jego zachowania świstaka jest bajecznie prosta. Jeżeli zwierzę zobaczy swój cień dzięki słonecznej pogodzie, zwiastować to będzie dalsze sześć tygodni zimy. W razie pochmurnej pogody cień nie będzie dobrze widoczny, co oznacza zapowiedź nadchodzącej wiosny.
Całkiem poważni klimatolodzy, wspomagani przez matematyków i badaczy zachowań zwierząt, przyglądali się temu co powiedział świstak i wynik nie był specjalnie optymistyczny. Okazuje się bowiem, iż zdolności prawidłowego przepowiadania pogody nie odbiegają od układu losowego. Coś jak rzucanie monetą i czekanie czy wypadnie orzeł czy reszka. Albo trzymając się prognozowania pogody, to coś jak pytanie siedzącego na kamieniu starego bacy. Na pytanie czy będzie słonecznie w nadchodzącym tygodniu, odpowiedź jest banalna bydzie abo nie bydzie. I zawsze idealnie się sprawdza – no bo słoneczko zza chmur świeci, albo nie.
Wiele tropów dotyczących Dnia Świstaka prowadzi do dawnych emigrantów z biednych podgórskich rejonów Niemiec, Austrii i Galicji. Za Ocean wzięli z sobą rzymską katolicką wiarę i pamięć o tym, że dnia 2 lutego obchodzi się Święto Matki Boskiej Gromnicznej. Przejrzenie archiwów i zapisków emigrantów, utwierdzają w przekonaniu, że związek obu świąt nie jest zupełnie przypadkowy. W czasach śnieżnych i mroźnych zim, kiedy kończyło się zgromadzone wcześniej jedzenie, wypatrywano nadziei, a przecież jak mawia stare przysłowie „Gromnica to zimy połowica”.
W trudnych zimowych warunkach wzrok gospodarzy kierował się na zachowania dzikich zwierząt, przede wszystkim drapieżników – wilków i niedźwiedzi. Podobnie do dzisiejszych obserwacji świstaków, zastanawiano się co pocznie w ten dzień śpiący niedźwiedź – obudzi się i rozwali gawrę, czy raczej przewróci się na drugi bok i będzie spał dalej. Myślano – i nie jest to odległe od współczesnych biologicznych interpretacji – że od tego dnia wilki łączą się w większe grupy. Bano się ich i pilnowano przed nimi dobytku. Matka Boska Gromniczna, ale i zakopywana w darni pastwiska świeca gromnica, miały strzec przed wilkami.
Obserwacje zwierząt to przecież pomoc w przeżyciu, szkoda, że o tym zapominamy, a przypomina nam o tym dopiero świstakowe, amerykańskie szaleństwo. Czyżby kolejny raz prawdziwe było przysłowie, które przypomniał bajkopisarz Stanisław Jachowicz: Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie?
Literatura:
Kupisiński, Z. (2015). Święto Matki Boskiej Gromnicznej w religijności ludowej. Roczniki Teologiczne, 62(09), 191-210.
Aaron, M. A., Boyd Jr, B. B., Curtis, M. J., & Sommers, P. M. (2001). Punxsutawney's Phenomenal Phorecaster. The College Mathematics Journal, 32(1), 26-29.