- Dokładnie wiemy kiedy wjechał do Polski jakiś transport, bo od razu spadają ceny, ubojnie mają problem ze sprzedażą towaru, a hurtownie nie są zainteresowane kupnem – mówi Anna Zubków z Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu.
W lutym odbyło się posiedzenia Grupy Roboczej „Jaja i drób” Copa-Cogeca” oraz Grupy Dialogu Obywatelskiego „Jaja i drób”, w których wzięła udział Anna Zubków ekspertka Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych z Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu.
- Jednym z głównych tematów była pogarszająca się sytuacja rynkowa związana z niekontrolowanym eksportem mięsa drobiowego z Ukrainy do Polski. Zaproponowane przez Komisję Europejską kontyngenty są rozwiązaniem idącym w dobrą stronę, ale niewystarczającym. Do ich ustalenia wzięto bowiem okres referencyjny lat 2022-2023 kiedy eksport bił kolejne rekordy. Uczciwiej byłoby przyjąć za okres referencyjny lata 2021-2022 - czytamy w komunikacie Federacji.
Konsumenci nie zdają sobie sprawy z tego co jedzą
Polscy drobiarze zwracają także uwagę, że towar, który wjeżdża z Ukrainy nie dość, że nie musi spełniać wyśrubowanych i kosztowanych unijnych standardów to jeszcze nie jest w odpowiedni sposób oznakowany. Ukraińskie mięso drobiowe idzie od razu do przetwórstwa lub do sektora HORECA i konsumenci nawet nie zdają sobie sprawy z tego co jedzą. Wszystko to od dawana odbija się na kondycji ekonomicznej polskich hodowców.
- Od dwóch lat odczuwamy wzmożony napływ ukraińskiego drobiu do Unii Europejskiej. Dokładnie wiemy kiedy wjechał do Polski jakiś transport, bo od razu spadają ceny, ubojnie mają problem ze sprzedażą towaru, a hurtownie nie są zainteresowane kupnem. My po prostu dusimy się od ukraińskiego towaru - powiedziała po posiedzeniach Anna Zubków z PZZHiD.
Źródło: FBZPR