Jak poinformował Jan Bodnar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego około 40 tys. jaj skażonych najprawdopodobniej fipronilem zostało wycofane z obrotu i trafią z powrotem do niemieckiego dostawcy lub skierowane zostaną prosto do utylizacji.
Jaja były ugotowane oraz obrane ze skorupki i trafiły do odbiorców z województw: wielkopolskiego, kujawsko-pomorskiego i mazowieckiego.
Belgijska Agencja Ochrony Żywności (AFSCA) na początku sierpnia poinformowała, że produkowane w tym kraju jaja mogą zawierać niebezpiecznie wysokie dla zdrowia stężenie fipronilu, choć jak się później okazało wiedziała o tym już w czerwcu! Podobne problemy odnotowano też na fermach w Holandii, Francji i w Niemczech.
W wyniku afery zamknięto setki ferm i wycofano z obrotu dziesiątki milionów jaj. Skandal zatacza coraz szersze kręgi i dotyczy łącznie 13 państw z Unii Europejskiej (w tym Polski) oraz 2-óch spoza Wspólnoty.
W międzyczasie zdążyły się już skonfliktować ministerstwa rolnictwa Belgii i Holandii. Denis Ducarme (belgijski minister rolnictwa) oskarżył władze holenderskie, że mimo że wiedziały wcześniej o problemie - nie poinformowały o nim swojego sąsiada.
Jak podaje AFSCA fipronil mógł pochodzić z Rumunii, gdzie jedna z belgijskich firm zamówiła 3 tys. litrów tej substancji. Jest to środek dopuszczony do stosowania w całej UE, ale tylko w przypadku zwalczania kleszczy, wszy i roztoczy u zwierząt domowych, a nie na fermach produkujących żywność. W przypadku spożycia dużych ilości fipronilu, uszkodzeniu mogą ulec nerki, wątroba i tarczyca.
Na całej sytuacji zyskują paradoksalnie polskie fermy jaj, którym po aferach z salmonellą nie wiodło się dotąd najlepiej. Wycofanie z obrotu kilkudziesięciu milonów jaj spowodowało momentalny spadek ich podaży na rynku, co zaowocowało kilku groszowymi podwyżkami. Polskie jaja mają też szansę na odbudowanie wizerunku i zwiększenie sprzedaży do takich krajów jak Niemcy, Włochy, czy Czechy.