- Zanieczyszczone, popsute lub nieposiadające odpowiednich certyfikatów zboże wjeżdża do Polski nie tylko z Ukrainy, ale też z Niemiec — uważa wiceminister rolnictwa, Michał Kołodziejczak.
- Problemem jest nie tylko zboże wwożone do Polski prosto z Ukrainy, ale też ziarno, które teoretycznie powinno trafić do Niemiec. (…) Kołodziejczak twierdzi, że ma informacje, iż takie zboże już w Niemczech czy w polskich portach (przed załadowaniem na statki) często jest odrzucane ze względu na słabą jakość, zanieczyszczenia czy pleśń. Wówczas powstaje pytanie: co z nim zrobić? Zdaniem Kołodziejczaka najczęściej takie ziarno wraca wówczas do Polski z adnotacją, że jest to zboże niemieckie, a takiego nikt nie bada – czytamy w publikacji portalu Onet.pl.
Rolnicy potwierdzają wersję wiceministra
- Dziś pójdą dokładne polecenia, że badamy całe zboże na granicy z Ukrainą, które podlega plombowaniu, podlega eksportowi, jest tylko zbożem tranzytowym — zapewniał w poniedziałek wiceminister cytowany przez Onet.pl. Jak dodał, wystąpi też o dokładny wykaz zboża, które zostało cofnięte z portów. Podobnie z ewidencją zboża, które zostało cofnięte do Polski z niemieckich skupów.
Jak czytamy w publikacji Onetu, słowa Kołodziejczaka o ukraińskim zbożu wwożonym do Polski rewersem przez Niemcy potwierdzają w rozmowie z Onetem także rolnicy zrzeszeni z zachodniopomorskich strukturach Solidarności Rolników Indywidualnych. — Z portu w Szczecinie i Świnoujściu oraz zza zachodniej granicy wjeżdża do nas tego dużo — mówi jeden z rolników organizujących protesty rolników pod Szczecinem. - To zboże słabej jakości, ale znajduje chętnych, bo jest przerabiane na paszę dla zwierząt. My natomiast naszego zboża sprzedać nie możemy. Nawet jeśli dziś znajdę na niego kupca, to on mówi mi, że odbierze je za dwa miesiące. Wówczas dopiero dostanę pieniądze – wyjaśnia rolnik.
Źródło: Onet.pl
