Pod koniec stycznia Polskę obiegła informacja o krowie uciekinierce – przez strażaków nazwaną Florianką. Historia tego zwierzęcia ma już swoje zakończenie, niestety nie takie jakiego oczekiwaliśmy.
Przypomnijmy, że zwierzę 23 stycznia uciekło z transportu na rzeź. Krowa była rasy limousine, stanowiła dla właściciela dużą wartość, więc nic dziwnego, że włożył wiele wysiłku do jej odnalezienia. Zwierzę okazało się jednak bardzo sprytne, uciekło na wyspę na okolicznym jeziorze. Przez prawie miesiąc, Florianka ukrywała się tam świetnie sobie radząc.
Zyskała niemałą popularność w mediach. Starosta nyski zadeklarował nawet, że po złapaniu krowy odkupi ją od rolnika i umieści w specjalnie założonym w tym celu rezerwacie, by zwierzę mogło umrzeć śmiercią naturalną. Niestety tak się nie stało…
Krowę namierzono, podano jej środki uspokajające. Weterynarz informował, że wszystko ma się dobrze. Krowa jednak po pewnym czasie padła… na zawał. Weterynarz koordynujący złapanie krowy jako przyczynę jej śmierci podaje, że zbyt szybko podano leki uspokajające (zwierzę było w silnym szoku) i z tego powodu serce nie wytrzymało.
Źródło: fakt.pl