Parę dni temu, naukowy, ale i medialny świat obiegła niesamowita informacja. Okazało się, że zagrożone wyginięciem kondory kalifornijskie mogą rozmnażać się bez udziału samców.
Gdy kilka dni temu o poranku kolega podesłał mi tę wiadomość z linkiem do popularnego omówienia. Po przeczytaniu medialnej informacji pomyślałem – cóż, kolejna nowość pomiędzy Seksmisją a Prima Aprilis. Wieczorem dotarła do mnie jednak cała praca opublikowana na łamach Journal of Heredity, znakomitego czasopisma genetycznego i wtedy wiedziałem, że coś ważnego jest na rzeczy. Wiedzieli to także inni, bo ostatnie kilka dni, w ornitologicznym świecie i na łamach popularno-naukowych portali, ptasio zdominował jeden temat – dzieworódcze kondory.
Na świecie pojawiły się dwa małe kondory bez udziału samca. Kondor kalifornijski jest gatunkiem globalnie zagrożonym, z populacją licząca obecnie – co i tak jest sporym sukcesem – około 500 osobników. Pojawienie się młodych wyklutych z jaj powstałych bez pomocy samców może mieć poważne znaczenie w ochronie tego gatunku. I to pewnie zdominowało dyskusje, a nawet nadało jej charakter pewnej niesamowitości. Gdyby jednak do sprawy podejść w naukowy, zimny sposób, taki niezbędny badaczom – to musimy dostrzec pewne niuanse i odnieść się do dobrze znanych faktów z biologii ptaków.
Czy samce są zupełnie niepotrzebne?
Partenogeneza – to proces rozmnażania zachodzący u samicy bez udziału samca, zjawisko wcale nie tak rzadkie w świecie zwierząt i u wielu gatunków dochodzi do niego w przypadku braku samców w otoczeniu. Tak potrafią się rozmnażać niektóre rekiny, węże, jaszczurki, w tym wielkie warany z Komodo. W przypadku wspomnianych kondorów jest to o tyle zaskakujące, że obydwie samice trzymane były razem z samcami. Najwyraźniej im się panowie nie spodobali i postanowiły inaczej załatwić sprawę – można by podsumować z przekąsem. Badania genetyczne wskazały, że pisklęta są spokrewnione wyłącznie z matkami i z żadnym z ojców. – Czy samce są jednak zupełnie niepotrzebne? – to pytanie, które zadają sobie obserwatorzy historii z kondorami, jednak mało kto z niespecjalistów zauważył, że wyklute pisklaki to… samce. To w zasadzie nie zaskakuje, bo u ptaków płcią heterogametyczną, a więc odpowiednikiem naszego układu chromosomów płciowych XY są samice, czyli odwrotnie niż u nas. Ta informacja przybliża nas do samego początku stwierdzenia partenogenezy u ptaków, co po raz pierwszy wykazano w latach 60-tych ubiegłego wieku w … hodowlach indyków. Później zaobserwowano, że partenogeneza pojawia się także na fermach kur i przepiórek chińskich. Zresztą dla niektórych hodowców to nie lada problem, bo po cóż im nadmiar kogutów, kiedy cenniejsze są kury znoszące jaja? Poza drobiem partenogenezę opisano także u popularnych obecnie w laboratoriach zeberek, a także u gołębi domowych. Podejrzewam, że jest to związane nie tylko z jakimś fenomenem biologicznym, ale zwyczajnie z intensywnością badań genetycznych, prowadzonych najczęściej właśnie na wskazanych gatunkach.
Pewnym podsumowaniem dyskusji o kondorach, a dającej pewne spojrzenie na to jak wygląda odbiór nauki, jest mem, który gdzieś wczoraj zobaczyłem w mediach społecznościowych. Wyglądał mniej więcej tak: Wielka konferencja prasowa, występują na nim indyk i kondor – bohaterowie badań genetycznych dotyczących dzieworództwa – i wszystkie mikrofony skierowane na uradowanego kondora, a żadne na smutnego indyka. Taki los, choć rzeczywiście problemy drobiarstwa są nieco inne niż te dotyczące ochrony ptaków – ale ornitologia to nauka łącząca różne spojrzenia. – Ptaki są po prostu wspaniałe i przedstawione badania to kolejny przykład, że potrafią zaskakiwać, dlatego ich badanie jest tak fascynujące.
Literatura:
Ryder, O. A., Thomas, S., Judson, J. M., Romanov, M. N., Dandekar, S., Papp, J. C., ... & Chemnick, L. G. (2021). Facultative Parthenogenesis in California Condors. Journal of Heredity.
Ramachandran, R., & McDaniel, C. D. (2018). Parthenogenesis in birds: a review. Reproduction, 155(6), R245-R257.