- Tempo odstrzału dzików nie jest wystarczające. Była mowa o tym, że gdy ASF pojawił się w Niemczech, Czechach i Danii, to działano szybciej. Ważniejszy był interes gospodarczy niż argumenty organizacji ekologicznych – podkreśla Jan Kaźmierczak, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Obrony Praw Rolników, Producentów i Przetwórców Rolnych.
Wczoraj doszło do spotkania Zespołu Doradczego ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi przedstawiciele instytucji rolniczych, weterynarii, leśników, myśliwych i rolników przedstawili swoje spostrzeżenia i propozycje rozwiązań w związku z pojawieniem się wirusa ASF w województwie kujawsko-pomorskim. W spotkaniu uczestniczył m. in. Jan Kaźmierczak, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Obrony Praw Rolników, Producentów i Przetwórców Rolnych. - Jako stowarzyszenie, zaproponowałem wprowadzenie cen gwarantowanych, a przynajmniej dopilnowanie ceny, po której rolnicy mogą sprzedać trzodę. Bo doszło do paradoksu, że mimo, że mięso jest dobre (bo wirus ginie w temperaturze 70 stopni Celsjusza) i nie stanowi zagrożenia, rolnicy dostają za takie mięso poniżej 50 procent ceny wyjściowej – mówił Jan Kaźmierczak cytowany przez Gazetę Pomorską, dodając, że producenci z obszarów zagrożonych ASF mają też problemy ze sprzedażą zboża. - Bo to tzw. zboże zapowietrzone i zgodę na jego sprzedaż musi wydać powiatowy lekarz weterynarii – wyjaśniał prezes Stowarzyszenia.
- Myśliwi donosili na spotkaniu, że czasem jest jedna chłodnia na trzy powiaty i więcej, a przed utylizacją dzik powinien do takiej trafić. To rodzi wiele problemów, stąd kolejna sugestia, tym razem leśników, żeby nie zabierać padłych zwierząt i wozić ich kilometrami, ale zakopywać je w lesie na odpowiedniej głębokości, a wcześniej zasypywać wapnem. Tak zdezynfekowane i zabezpieczone zwierzę nie będzie stanowić zagrożenia, a wręcz pożytek dla środowiska. Najważniejsze, że dzięki temu wirusy nie będą roznoszone, jak odbywa się w tej chwili, gdy się takiego zwierzaka taszczy się przez las – zauważa Kaźmierczak, którego słowa przytacza Gazeta Pomorska. - Tempo odstrzału nie jest wystarczające. Była mowa o tym, że gdy ASF pojawił się w Niemczech, Czechach i Danii, to działano szybciej. Ważniejszy był interes gospodarczy niż argumenty organizacji ekologicznych. Tym bardziej, że dziki mają obecnie dużo białka na polach, dzięki czemu lochy proszą się nawet trzy razy w roku. Kiedyś młoda maciora osiągała dojrzałość płciową po trzech latach, a dziś 11-miesięczna ma już pierwszy miot – wyjaśnia prezes Stowarzyszenia.
- Zostają wielkie firmy, ubywa rolników indywidualnych, należałoby wprowadzić mechanizmy obronne również dla nich, bo łatwo jest zniszczyć produkcję zwierzęcą, ale bardzo ciężko odbudować – ostrzega Jan Kaźmierczak.
Źródło: Gazeta Pomorska