- Irytowała mnie w pewnych momentach agresywność tej kampanii wyborczej. I to w wykonaniu każdej ze stron. Uważam, że trzeba szukać sojuszników, a ludzi zdroworozsądkowych namawiać do współpracy. Nie traćmy niepotrzebnie energii na wyzwiska, wzajemne opluwanie się i walenie cepem politycznym po głowach – nawołuje były minister rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski.
- Szukajmy skutecznie tego, co jest realne do wspólnego zrealizowania. Szukajmy kompromisów w imię wspólnego dobra. Oczywiście nie mówimy tu o najważniejszych kwestiach ideowych, choćby takich, jak ochrona życia. Ciężko przecież znaleźć tu kompromis pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami aborcji, do których zresztą i ja sam zdecydowanie się zaliczam – powiedział Ardanowski w rozmowie z portalem fronda.pl.
- Natomiast uważam i mówiłem o tym głośno przed wyborami, co zresztą nie każdemu w PiS się podobało, że sprawy polskiego rolnictwa powinny być wyjęte z jakiegokolwiek wzajemnego agresywnego okładania się przez obie strony sporu politycznego. W rolnictwie bowiem efekty pewnych działań często są odroczone w czasie. Na wsi pewne procesy przebiegają zdecydowanie wolniej aniżeli w innych działach polskiej gospodarki. I tu trzeba szukać dialogu i porozumienia ze wszystkimi opcjami politycznymi, a nie skupiać się wyłącznie na wyciąganiu przysłowiowemu Sawickiemu, że coś tam, kiedyś tam powiedział czy zrobił – sugeruje były minister w wywiadzie dla Frondy.
- Sugerowałem w czasie kampanii wyborczej, żebyśmy bardziej skupili się w PiS na przedstawianiu własnego programu oraz byśmy potrafili odważnie przyznać się do popełnionych błędów, jeśli takie były, a były. Zależało mi bardzo, żebyśmy potrafili pokazać, iż mamy gospodarcze i ekonomiczne pomysły na polską wieś i polskie rolnictwo, a nie tylko doraźne rozdzielanie dotacji. Nie chciano jednak słuchać moich uwag, co jak już wcześniej wspomniałem mogło się przełożyć na utratę poparcia co najmniej kilku procent wyborców na polskiej wsi w ostatnich wyborach, a w efekcie na końcowy wynik wyborów. Uważam również, że w obecnej sytuacji najgorsze, co mogłoby uczynić PiS to stać się totalną opozycją wobec nowego obozu władzy. Trzeba bowiem wspierać rozsądne projekty dla Polski. A także proponować własne korzystne rozwiązania, które wzmacniają bezpieczeństwo naszego kraju, również to żywnościowe i dają stabilizację polskiemu rolnictwu. Na pewno wiele udało nam się zrobić, choć popełniliśmy też poważne błędy. Cieszę się z mojego osobistego wyniku uzyskanego w tych wyborach, bo on utwierdził mnie w przekonaniu, że polscy rolnicy nadal mi ufają. Ale martwię się o Polskę – wyznał polityk PiS w rozmowie z portalem fronda.pl.
Źródło: fronda.pl