W mediach głównego nurtu rzadko można usłyszeć przedstawiciela hodowców świń, który może przedstawić bolączki tego sektora rolnego. Taką okazję miał dzisiaj Jakub Napierała z Wielkopolski, który mówił m.in. o wpływie zboża z Ukrainy na krajową produkcje zwierzęcą o unijnych przepisach dotyczących macior oraz wzroście cen prądu.
Rolnik z Wielkopolski, Jakub Napierała, który jest hodowcą świń, gościł dzisiaj w studio RMF FM w audycji Roberta Mazurka. Pytany o tanie zboże z Ukrainy, odparł, że w tej chwili to ziarno pozornie mu nie przeszkadza, bo zmniejszyły się jego koszty produkcji. - Ale w momencie kiedy zmniejszają się moje koszty produkcji, to wszyscy zaczynają hodować te zwierzęta. To jest krótkowzroczne, bo za pół roku będzie "świńska górka" i za chwilę będę musiał protestować, bo nikt nie będzie chciał ode mnie odebrać tych świń - tłumaczył. Dodał, że biorąc to pod uwagę, tanie zboże nie jest jednak w jego interesie. - Ukraińskie zboże jest tak niskiej jakości, że to jest bomba. To zboże jest zagrzybione i powoduje to, że krowy przestają dawać mleko a świnie zaczynają ronić - twierdził Napierała.
W kojcach prosięta nie giną
Napierała w dalszej części rozmowy z Robertem Mazurkiem wskazywał na wymogi Unii Europejskiej, które dla rolników są absurdalne. Mówił między innymi o zakazie używania kojców porodowych dla świń. - Maciora leży w kojcu, który pozwala jej na to, żeby było wentylowane powietrze. Tam, gdzie leży, jest specjalna podłoga, która powoduje, że nie jest zagrożona zapaleniem piersi. Jest też miejsce bardzo ciepłe dla maluchów – mówił gość RMF FM
- Jak świnia leży w klatce, to nie wytłumaczysz jej, że ma stać i to będzie dla niej dobre. Musisz ją położyć. Kobieta ma jedno dziecko, maciora 15-17. Nie da rady ogarnąć ich wszystkich. W naturze tak jest, że jak ona się położy na maluszka, to ma po prostu pecha. W kojcach maluchy nie giną – wyjaśniał Napierała i dodał, że ekolodzy w swojej niewiedzy chcą pozbawić kojców, aby locha mogła swobodnie chodzić.- Ale nikt nie mówi o tym, że zginie średnio - już mamy to policzone - 2,5 prosiaka – powiedział hodowca z Wielkopolski.
Napierała zaakcentował na amtenie RMF FM, że efekty wzrostu cen prądu mogą być dla hodowców katastrofalne. - W produkcji zwierzęcej pobieramy najwięcej prądu. Maluchy muszą mieć w każdej porze 28 stopni. Później wielkie koszty generuje robienie paszy - tłumaczył. - Bardzo się boje tego co będzie w kwestii prądu. To położy niejedno gospodarstwo - mówił. Opisywał, że koszt wyprodukowania jednej sztuki trzody chlewnej o wadze 30 kg (za wodę i prąd) kiedyś wynosił 2 zł. Teraz to 39 złotych. Za prąd zapłacę więcej, za Zielony Ład jeszcze więcej, a zarobię mniej – stwierdził rolnik z Wielkopolski.
Źródło: RMF FM