- Zarówno w przypadku przewoźników jak i importu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy, to są decyzje Komisji Europejskiej, które otwierają granice i dają szanse Ukraińcom, gdzie są niższe koszty, gdzie różnego rodzaju działania są niezbieżne z polityką Unii Europejskiej, ale ze względu na pomoc dla Ukrainy się otwieramy – mówił wczoraj na antenie Radia Wnet poseł Jan Krzysztof Ardanowski.
- W Medyce odbywa się protest rolników. Jedzie tam nawet Michał Kołodziejczak. Na ile nowa większość rządząca będzie mogła sterować protestami na wsi? Będzie miała mir na wsi? – pytał redaktor Radia Wnet.
- Kołodziejczak z jednej strony jest postacią tragiczną, a z drugiej komiczną. Jest posłem, o co bardzo zabiegał, żeby nim zostać. Zapewne sądził naiwnie, co jest cechą tych, którzy wchodzą do Sejmu, że on jako poseł będzie miał wielki wpływ na swoja formację i na to co się dzieje w Polsce. Myślę, że już przeżywa rozczarowanie. Ostatnia słyszałem, że w sposób potulny liczy na to, że Tusk go nie zostawi. Są rzeczywiście poważne problemy w relacjach z Ukrainą. Zarówno w przypadku przewoźników jak i importu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy, to są decyzje Komisji Europejskiej, które otwierają granice i dają szanse Ukraińcom, gdzie są niższe koszty, gdzie różnego rodzaju działania są niezbieżne z polityką Unii Europejskiej, ale ze względu na pomoc dla Ukrainy się otwieramy. Te protesty są dość naturalne. Te protesty nie są przeciwko rządowi polskiemu, a raczej przeciwko polityce Unii, która pod dyktando Niemiec właściwie chce doprowadzić do tego, żeby firmy ukraińskie, a zasadniczo działające na Ukrainie rosły, bo one są co najwyżej powiązane z oligarchami ukraińskimi, a dominuje międzynarodowy kapitał, który tam operuje – mówił były minister rolnictwa.