W czwartek rozpoczęła się blokada kolejnego przejścia granicznego w Medyce na Podkarpaciu. Do protestujących kierowców w Korczowej, Dorohusku i Hrebennem dołączyli rolnicy, którzy planują kontynuować swój protest 24 godziny na dobę do 3 stycznia. Domagają się m.in. dopłat do kukurydzy oraz niższego podatku rolniczego.
- Będziemy się zmieniać, działamy w trybie rotacyjnym. Chcemy, żeby każdy chętny uczestniczył w proteście, ale żeby jednocześnie nie zaniedbał prac polowych. Na gospodarstwach trwa gorący okres - tłumaczy w rozmowie z money.pl obecny na granicy Roman Kondrów z "Oszukanej Wsi".
- Na razie ostrzegamy. Chcemy uświadomić rządzącym, że popełniają błąd, nie wsłuchując się w nasze głosy. Petycja złożona przez nas u pani wojewody pozostaje bez odpowiedzi - mówi Kondrów. - Może doczekamy się reakcji, kiedy kolejka ciężarówek przedłuży się do Rzeszowa, może wtedy władze się opamiętają? - pyta przekornie rolnik cytowany przez money.pl.
- Byliśmy naciskani przez władze lokalne, chciano nas przystopować, ale rolnicy się zmobilizowali i przyjechali. Chcą wspomagać polski transport, bo wiedzą, co stało się rolnictwem. Pytam zatem rządzących, która gałąź polskiej gospodarki zostanie wykończona jako trzecia? - pyta Roman Kondrów.
- Jeden z liderów podkarpackiej Oszukanej Wsi podkreśla, że rolnicy stoją na granicy, ponieważ na każdym hektarze kukurydzy stracili 2 tys. zł. Koszt upraw to 5,5 tys. zł, a zarobek wyniósł 3,5 tys. zł. - To efekt zeszłorocznego zalewu taniej kukurydzy z Ukrainy. Do tego od przyszłego roku wzrośnie o 21 proc. podatek rolny – wylicza Kondrów.
Źródło: money.pl