- Takie tereny jak łąka w moim gospodarstwie mają być, zgodnie z koncepcją Brukseli, zalane i wtedy wg unijnych urzędników będzie to z korzyścią dla środowiska. Według nas rolników, to niekoniecznie tak będzie, bo rolnictwo może być obecne na takich terenach i nie przeszkadzać przyrodzie. Jest las, pole i łąka. Tak to funkcjonuje od dziesięcioleci. Dlaczego mamy to zmieniać? Dlaczego urzędnicy w Brukseli maja tak dziwne i odklejone pomysły? – pyta Janusz Terka z rolniczej Solidarności, który odnosi się do unijnej polityki rolnej i koncepcji Nature Restoration Law.
- Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy my w Polsce mamy tak dużo ziemi rolniczej, żeby nią szastać na lewo i prawo. Ileś tam dziesiątek tysięcy hektarów chcą zalać. Tam już produkcji rolniczej nie będzie. Są głosy, że będzie to się odbywało na zasadzie dobrowolności, ale z tą dobrowolnością, to nie do końca tak jest. Nie sądzę, żeby to mogło się tak odbyć. Jeżeli woda zaleje sąsiedni teren, to moje pole też. Poza tym już teraz jest presja na zalesianie. Już teraz jest wiele działań, które powodują, że ziemia rolnicza jest przeznaczana na inne cele. Jak rozbudowuje się przemysł, to oczywiście na terenach rolniczych. Jeśli budują się drogi, to również na terenach rolniczych. Rośnie zabudowa jednorodzinna i również odbywa się to na terenach wiejskich. Zobaczcie ile tej ziemi rolniczej jest przeznaczane na inne cele. Czy jest ktoś w stanie powiedzieć ile rocznie tracimy ziemi? Ten areał, który posiadamy nie jest z gumy i nie da się go naciągnąć. To niebezpieczne zjawisko nie tylko dla nas, ale też dla konsumentów, bo ograniczamy w ten sposób produkcję, a to będzie oznaczało wyższe ceny żywności - przestrzega Janusz Terka.
- Innym problemem unijnej polityki rolnej jest wyprowadzanie produkcji rolnej poza Europe. Mówi się, że mamy oddawać ziemię przyrodzie, ale zapotrzebowanie na żywność nie spada. Dziwią dlatego ruchy, które zmierzają do zwiększania importu spoza Unii Europejskiej i dzięki temu będziemy chronić naszą przyrodę. Guzik prawda. To właśnie duży kapitał chce abyśmy my jako rolnicy zaprzestali produkcji w możliwie największym stopniu, a oni wypełnią miejsce po nas. Wielkie koncerny już operują na Ukrainie i w krajach Ameryki Południowej. Oni potrzebują teraz tylko przejąć rynek zbytu w Europie. Jest duża presja na to, abyśmy ograniczali produkcję, a żywność będzie przyjeżdżała stamtąd. I teraz chodzi o to, żebyśmy chronili środowisko, czy chodzi o to, żeby ktoś zarobił jeszcze większe pieniądze na tej żywności. To że rolnicy ograniczą produkcję, na pewno nie przysłuży się ochronie środowiska. Wyprowadzenie produkcji rolnej poza Unię Europejską przyniesie odwrotny skutek, bo np. w Ameryce Południowej przyroda w ogóle nie jest chroniona. Koncerny mogą sobie tam pozwolić na dużo więcej. Tam produkcja nie odbywa się z poszanowaniem natury jak to ma miejsce u nas. To od konsumentów zależy, czy wywrą presję na polityków, aby odwrócić te trendy i nie wyprowadzać produkcji żywności poza Europę. Jeśli nas zabraknie, to może żywność będzie dostępna w podobnym stopniu, ale będzie już w zupełnie innych cenach – wyjaśnia rolnik z powiatu piotrkowskiego.